Ja mówię temu BASTA!
MAGDA KRZYSZTOPORSKA • dawno temuPrawie zawsze pod koniec mijającego roku, albo na początku nowego, siadamy, bierzemy kartkę, długopis i robimy podsumowanie. Podsumowanie tego, co było, noworocznych postanowień - niestraconych czterech kilogramów, kursów, na które się nie zapisałaś, nawyków, które do tej pory smutno mrugają do Ciebie okiem z listy „od poniedziałku”, itd, itd.
Nie, nie. Nic mi się nie pomyliło, ani Ty nie przespałaś lata. Mamy końcówkę czerwca, a ja piszę to z pełną świadomością.
Ja mówię temu BASTA! i… przychodzę z odsieczą, a właściwie z podsumowaniem, ale takim półrocznym. A dlaczego? A dlatego, że w grudniu albo styczniu można już tylko płakać nad rozlanym mlekiem niezrealizowanych celów, zerkając smutnym okiem na swoją „oponkę”, ale za to w lipcu, kiedy to do końca roku mamy jeszcze kupę czasu…
no właśnie…
Więc po co to podsumowanie?
Po to, żebyś w ogóle przypomniała sobie o swoich celach i postanowieniach na ten rok (hmmm, co to ja sobie postanawiałam?)
Po to, żebyś ponownie przyjrzała się swoim celom, ale tym razem zdecydowanie chłodniejszym okiem (tak, tak — fala motywacyjnego entuzjazmu do zdrowego jedzenia i do treningów już dawno opadła). Już wiesz, że nie dasz rady do końca życia wcinać brokułów z kurczakiem i ryżem, a na siłownie czasem tak bardzo nie chce Ci się iść, że jedyne, co robisz, to szukasz wymówek.
Po to, żebyś swoje cele zweryfikowała (a może już teraz wiesz, że niektóre z nich są bezsensowne i nie są ci do niczego potrzebne?)
A może niektóre z nich tak naprawdę były celami innych ludzi, a Ty usilnie chciałaś je realizować? Może tak naprawdę Ty wolisz bieganie, a nie zumbę.
A może zbyt wiele z nich było poprzedzone słowem „powinnam”? (powinnam schudnąć, powinnam mieć tyle i tyle w pasie, powinnam pokochać smak szpinaku)
Tak to już zazwyczaj jest, że samo nic się nie podsumuje, więc do roboty!
No dobrze, powiesz, ale jak przerobić swoje cele na takie moje, na takie do zrealizowania? Już Ci mówię. Trzeba je delikatnie przeprogramować. Co to znaczy? Połączyć je ze swoimi wartościami, swoimi potrzebami i doprawić szczyptą zdrowego egoizmu.
CEL DO ZREALIZOWANIA = mój cel + moje wartości + moje potrzeby + mój zdrowy egoizm
Mix tych składników to klucz, żeby nie powiedzieć wytrych, do sukcesu.
Jak to zrobić?
Zadając sobie kolka pytań. A najlepiej będzie, jeśli weźmiesz kartkę, długopis i wszystkie swoje odpowiedzi zapiszesz (to, co zapisane ma dużo potężniejszą moc, niż to, co pomyślane).
Czy to jest cel mój, czy jest to cel innych ludzi?
Dlaczego miałabym w ogóle chcieć zrealizować ten cel?
Co mi to da, jeśli zrealizuję ten cel?
Co sprawi mi radość podczas realizacji tego celu?
Co sprawi, że będzie mi się chciało go realizować?
Po czym poznam, że idę do przodu i realizuję swój cel?
A co, jeśli będę miała gorszy dzień i dopadnie mnie lenistwo nie do pokonania?
Jakie czarne myśli mogą się pojawić na drodze do celu?
Co wtedy zrobię?
Mam nadzieję, że teraz czujesz się odrobinę lepiej przygotowana, a misja zrealizowania celów jest Twoją „mission possible”. PS. Jeśli masz ochotę wypróbować „Mój motywacyjny pomocnik” kliknij TUTAJ i przeczytaj pierwszy rozdział
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze